🐪 Moja Babcia Jeździ W Stajni Na Motorze

2 godz. 10 min. 37 sek. Autor: Chotomska Wanda. Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy. Za wysłanie produktu odpowiada sprzedawca. Moja babcia gra na trąbie. Opis produktu Informacje szczegółowe Recenzje. Brak możliwości zakupu. Weź mnie na kolana. Na starą fotografię! Babcia odkłada książkę, Której nie czyta więcej. I na darmo wyciąga. Do mnie swoje ręce. Katarzyna Biszczuk . Moja babcia . Moja babcia jest na medal. Ćwiczy, tańczy, biega, śpiewa. Moja babcia lubi jazz. Przeszła Polskę wzdłuż i wszerz. Moja babcia gra też w karty. Zimą bierze mnie Moja babcia jeździ motocyklem w kurniku. To tysiąc litrów benzyny każdego miesiąca. Moja babcia jest starą świnią ekologiczną. Moja babcia jeździ SUV-em do lekarza i przejeżdża dwie babcie z chodzikiem — śpiewały dzieci. Moja babcia codziennie smaży kotlety z mięsa z dyskontu, które nie kosztuje prawie nic. Moja babcia to Lecą dwie blondynki na Hawaje. Cały czas się śmieją. Podchodzi do nich stewardessa i mówi, aby się przesiadły, ponieważ usiadły na nie swoich miejscach. One patrzą na nią, na siebie i dalej się śmieją. Podchodzi druga stewardessa i mówi, że koleżanka już mówiła co mają zrobić. One na nią, na siebie i znowu w śmiech. 357 subscribers in the RaportZAkcji community. 🇵🇱 Rzecz o dumnej Polonii w Kambodży, pato-celebrytach z YouTube'owego świata! | 🇬🇧 About the proud… 189 views, 10 likes, 9 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Szkoła Języka Polskiego - Burr Ridge, IL: "Moja Babcia jeździ w stajni na motorze" w wykonaniu klasy 0. "Moja Babcia jeździ w stajni na motorze" w wykonaniu klasy 0. | By Szkoła Języka Polskiego - Burr Ridge, IL Tromba jedzie na WAKACJE! Mini Majk na motorze!Czym jest Ekipa Relacje?Kanał Ekipa Relacje jest stworzony przez fanów dla fanów Ekipy! Na ten kanał wrzucamy Tłumaczenie hasła "jechać na motorze" na angielski. bike jest tłumaczeniem "jechać na motorze" na angielski. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Powiedziałem im, jak jechałeś na motorze i ktoś w ciebie wjechał. ↔ I told them how you were on a bike and a semi pulled right in front of you. jechać na motorze. Nie, nie mamy w stajni wagi (choć propozycje jej postawienia na progu stajni stają się coraz bardziej uzasadnione). Instruktor ocenia wizualnie posturę jeźdźca i szacuje, czy nasze mniejsze konie (Marcel, Grotka, Jolie) - dadzą radę pracować pod takim jeźdźcem (te dwa pierwsze praktycznie pracują tylko pod dziećmi do 12 r. życia d3H6BH. Nowa historia z dawnego życia 4 Nowy Rok 1962. Jak co rok, przyszli do nas sasiedzi z życzeniami noworocznymi. Tato czekał na widzę w Jego oczach, radość że jeszcze go nasi lubią i szanują. Czy tak było i tam w Bośni ? To mnie zaciekawiło i będę pytać o to. Jak tam się spotykali, i gdzie. Mama już kroi szynkę wędzoną, a Tato przyniósł ze strychu dwie butelki rakiji ze śliwek. Sam to zrobił w parniku, nocami w stajni. Nie wiem jak, bo to nie chciał mi pokazać. Jest to wielka tajemnica, nie wolno tego robić. Grozi kara więzienia i nikt z nas nikomu nie powiedział o tym. Nikomu. Nawet Szwagier Franek i Ucjanie wiedzą o tym. Ale co wiem, to że za lasem śliwki węgierki obrodziły i zerwaliśmy sporo kozyków. Te śliwki niemyte, ale czyste. Tato do beczki w której zawsze główki kapusty się kisi wsypał, i drewnianym tłuczkiem potłukł, by więcej weszło. No i to stało w stodole skryte za słomą. Dodał też do tego sporo miodu. Bo z ciekawości po paru dniach jak taty nie było, to odkryłam i spróbowałam. Smak miał słodkawy i pachniało winem. Była na wierzchu biała piana na całej powierzchni beczki. No i pecha miałam, bo Mama mnie złapała jak już zakrywałam. - I po co cholero tu grzebiesz ? Powiedziała do mnie wzburzona Mama. - To tylko z ciekawości Mamo, jak to wygląda. - Wiem, ty musisz mieć o czym pisać, to szukasz cholero i ściągniesz jeszcze nam na głowę kłopotu. Jak to ktoś przeczyta i doniesie na Milicję. - Ja nikomu nie daję do czytania, tylko ja o tym wiem. - Pamiętaj ! To co tu jest, nikt nie może o tym wiedzieć. Nikt nawet w domu nie mów co wiesz. Tyle lat mam przez te śliwki za lasem kłopot, a one jak na złość rodzą tyle słodkich i nie robaczywych śliwek. To aż serce boli by zgniły tam. - Wiem Mamo że Tato robi tą rakiję z tych śliwek co rok, by mieć czym poczęstować swoich jak przyjdą do nas. - Tak, po to tylko by przypomnieć sobie Bośnię, i pogadać o tym co było i nie ma, i nigdy nie będzie. - Wiem Mamo że to co zostało tam daleko, tu nie będzie. Ale ta rakija ciągle jest tu. Odkąd pamiętam Tato sam to robi i dobrze, chociaż tyle że nie musicie wy to robić po nocach. - Chce to mieć, to niech robi sobie sam. No i niech się cieszy że ma o czym gadać jak poczęstuje swoich rakiją, taką jak tam. - A wie Mama że jak na wiosnę wywozi gnojówkę za las, na łąki to najpierw podlewa te śliwki przy pustce. -No to dlatego tak rodzą te śliwki. Nawet nie pomyślałam o tym nigdy. - Wiosną mokro i często pada deszcz to gnojówka nie wypali korzeni. To dobrze na łąki, lepiej trawa rośnie i tym śliwkom służy. Tylko nie mówcie Mamo Tatowi, że to Ja powiedziałam wam o tym. - Nie nie, ale sama go złapię na tym, jak to robi. - Teraz muszę tylko zobaczyć jak to Tato robi, że to czyste i smakuje wszystkim. Tak jak w Bośni. Za kilka dni znów to odkryłam i spróbowałam. Ma smak trochę piekący w język, ale nie czuć słodkości no i pachnie jak wino. Piany już nie ma i śliwki nie pływają po wierzchu. Muszę przypilnować Tatę, bo zawsze gdy jesienią to robi, to w dzień śpi a w nocy pędzi tą swoją śliwowicę. Butelki korkuje i chowa na strychu w zbożu. A nawet kiedyś siałam mąkę na chleb i tam też były dwie butelki tej rakiji. Nie ruszałam bo po co ma wiedzieć że ja wiem. Ale jak to robi to mnie bardzo ciekawi. Jest już jesień. Czas kopania kartofli. Tato z chłopakami do stajni wniósł parnik i beczkę metalową. No to chyba dobre są te śliwki, muszę to sprawdzić. Tato w południe zawsze śpi, no to muszę to spróbować bo potem będzie za późno. Ktoś tu już dziś był, bo w beczce jest kołek. No i próbuje. Jest dziwne, szczypie ae i piecze jakby było gorzkawe i nie słodkie, ale i nie kwaśne. No i chyba już czas by z tego zrobić rakiję. Tato do parnika ma na sianie schowaną pokrywę z grubej dębowej deski, co ma metalowe rurki wkręcone i coś takiego jakby to było ze skóry, bo tym można kiwać na boki. Ale do czego to ? Bardzo mnie to już ciekawi, jak to Tato robi ? Jest jeszcze coś jak mieszadło z drzewa. No i już wiem, to mieszadło wchodzi w to ze skóry, i chyba jak się to już gotuje to miesza tym po dnie parnika, by się nie przypaliło. Nawet są ślady śruby na tej pokrywie, jak to przykręca do parnika. Tylko jak to i czym połączy z beczką która też ma wkręcone jakieś rurki i kołki wsadzone by woda nie wyleciała ? Rano idę do szkoły i tego już w stajni nie ma. W nocy boję się wychodzić na podwórko, no i nie budzę się bo śpię. A Tato cicho to robi że nic nie słychać. Dziś odkryłam na strychu w życie jak brałam kurom ziarno rurkę skręconą w spiralę, dość grubą i jakieś dwie dłuższe rurki krzywe, i jedną krótką. Są w pudełku, zasypane żytem. I już jest całość. Wiem że w parniku się to gotuje, i tymi rurkami para leci przez spiralę z rurki, co jest w beczce z zimną wodą. No i wylatuje niżej rurką do garczka. Sprytne to urządzenie i proste, a tyle konspiracji by to mieć i wypić na Nowy Rok, jeden ciekan za Bośnię. - Mamo, dlaczego te buteleczki śmieszne są do picia rakiji ?- To ciokany z Bośni, i to pamiątka stamtąd. I raz na Nowy Rok trzeba z tego się napić tej rakiji. - Aha, to na pamiątkę trzymacie Mamo. Ale tyle mamy niemieckich kieliszków, i nikt nie mówi że są na pamiątkę po niemcu. - Może ci co tu mieszkali wzięli po parę na pamiątkę, i też z nich tam gdzie są teraz, też piją coś i wspominają ten dom. I nieraz modlę się żeby tylko nas nie przeklinały że my teraz tu na ich Mogą przeklinać tych, co to wymyśliły Mamo. - Tylko nikomu nic takiego nie mów, bo nie wolno krytykować władz Wero. - To ja wiem. Myśleć można, ale mówić głośno nie. Mamo, a za co Tato był we więzieniu dwa miesiące ? - A był bo nie powiedział prawdy skąd jest rower. - Aha, to o ten rower chodzi co Szczepan i Zyfryk przyniosły pod Parowy z lasu. - Tak o ten rower. Siostry Zyfryka zakopały w piasku rower, a Zyfryk powiedział Szczepanowi i wygrzebały. I przyniosły, a ktoś to widział i doniósł Ubekom. No i Tato nie chciał by ten biedny Zyfryk był bity to powiedział, że był w torfie na łące naszej schowany. Zyfryk dostał od nich lanie i się przyznał, i pokazał gdzie to było. Ubeki przekopały ten piasek dokładnie, a co znalazły to nikt nie wie. A Pieter siedział w Lisku dwa miesiące, w piwnicy. Puścili go bo zachorował, a leczyć go nie chciały. - A co zrobiliście z tym torfem co tam na łące był ? - Co rozsypaliśmy na pole to dobre na te piaski. Niemcy kopały torf gdzieś w lesie pod Węglińcem. Może tam gdzie są stawy z rybami, kto wie. Ale ziemie były żyzne, a teraz już są piachy. Gdyby nie gnojone to by nic nie urosło, a torf to trzymał wodę i żyzne pola były. - Mamo dlaczego Zyfryk został tu w Polsce ? Nie zabrały go ze sobą Jego siostry ?- Mówił że oni czekali wszyscy na samolot i było ciemno i zimno. Schował się do pudełka i zasnął. Nie było już nikogo jak się obudził. Wojsko ruskie grzebało w pudełkach i go znaleźli. - Mamo może mi opowie jak to było i co przeżył Oj wiele biedak przeżył bicia. Nieraz od Marcewicza na boso po szronie leciał przy rzece do nas, bo głodny i zmarznięty był. A tam pili Ubeki, a On się bał że będą go bić. Wiem że często tu Ale jak On się nie bał naszych ludzi mamo ?- Bo to Pieter go pod kościołem na odpuście spotkał. Siedział pod tym pomnikiem i płakał, że chce do domu tam. Mówił i pokazywał ręką dom gdzie Najdek mieszka. - Zyfryk mówił po polsku mamo ?- Nie, po niemiecku. A tato też zna niemiecki, bo robił u niemca w Bośni. Maszyną do młócenia jeździł i młucił ludziom zboże. Pamiętasz ? Przecież opowiadał o tym. Żal było mu Zyfryka i do niego powiedział po niemiecku by się uspokoił, że oni go znajdą i będzie dobrze. I od tego momentu ten mały mówi nam chrzestna i chrzestny. No i z chłopakami tu zaczął przychodzić. Coś zje, no i jest spokojniejszy. Ma wsparcie nasze i nadzieje że nie będzie długo sam, że oni go znajdą. Ale Marcewicz go przechrzcił i dał mu nazwisko nowe, i tak zostanie chyba tu biedny Zyfryk. Nikt go nie szuka, może zginęli jego mama i siostry. A oni go trzymają bo myślą że on coś im pokaże. A ja myślę że ze strachu takie małe dziecko zapomina prędko, nawet jak się Ale to historia Mamo, i dziwni to ludzie co tu mieszkają i skąd oni tu są ?- Jedni z Centarli, drudzy zza Buga, a ci pod Parową z bieszczad, jacyć Łemki. Ja nie mogę nieraz spać i myślę że to tu, to tak jak w Bośni. Jedna wieś,a ludzie różni. Bośniacy, Serbowie, Polacy i Chorwaci, i każdy patrzał sobie na ręce. Serby mówiły że Galicjanie to im świenie kradną z lasu, a Polacy że świnie Serbskie wyjadają im na polach wszystko co posadzą, i ciągłe sprzeczki były. Chorwaty z Polakami trzymały bo katolicy, a Serby prawosławni. Bośniacy muzułmani. Było tam trudno żyć. Tylko jak się urodzisz w takim miejscu to żyjesz i myślisz że to To prawda Mamo. Ja bym nie chciała wrócić z wami do Bośni, bo tu jest moje miejsce. Znam tu ludzi i oni mnie znają Mamo. - No to po co wypytujesz ludzi o tą Bośnię, i piszesz ?- Bo to nie ciekawi. - Marek tobie naopowiadał o tej Bośni. Siedziałaś tam aż ciemno się zrobiło. - Byłam u Bielaków. - Tak, akurat byłaś u Marka. Wiem, bo byłam u Łucji. I on był i mówił, jaka to ty ciekawa jesteś tej Jugosławi. Że tak się zagapiłaś i noc cię zastała. - To prawda mamo, tam byłam. Ferdowi lekcje pokazywałam, bo nie chodził do szkoły tydzień. - Byłaś to byłaś, ale ciekawi mnie co Marek ci naopowiadał o tej Bośni. Bo napisałaś dwie kartki aż. - A skąd wy wiedzieć możecie, jak czytać nie Nie umię, bo do szkoły nie mogłam chodzić. Po służbach matka mnie goniła, bo dinarów miała mało. A tato umi, nawet czyta po rusku. Bo tam Serby zmuszały by pisać i czytać dzieci polskie umiały. I Pieter umi. Pisał jakieś pisma Serbkom o podpory do władz. - To Polacy musiały się uczyć syrylicy, a te Serbki dlaczego nie umiały ? - Bo tam baba jak nie umiała to lepiej było dla chłopa. - A to dlatego wy mamo cicho, a o Tacie mówią w szkole że to stary bajaż. Siedzi pod sklepem i opowiada, co tam się działo w Jugosławii. I dzieci śmieją się z nas. - Muszę mu to powiedzieć. Robi się ciepło, to znów będzie tam chodził. - A stryj Marek mówił, że to co tato opowiada pod sklepem to nie bajki. To prawda, tak tam było. - Wiem. Byłam tam, i to samo widziałam i słyszałam. A Marek co ci mówił ? - Że był ranny, i był w domu. Jego mama nie pozwoliła mu nigdzie chodzić. Że do was na Jurkowice raz poszedł z dziadkiem Józefem, i przestraszył się że tyle dzieci serbskich jest koło domu. Że bym zdziwiony skąd Tato ich tyle przyprowadził, a miał swoich już sporo. No i teraz wiesz, ile ja miałam roboty i nadal mam. Tam ciągle był Pieter po za domem, bo musiał. A tu też, bo chce do ludzi, bo lubi gadać. - Stryj mówił, że wtedy ciotka była bardzo chora, i dziadek Józef bał się że jak nie pomoże Tato by wyzdrowiała, to strach bo Ustasze i Niemcy łażą. I za to że była u Partyzantów to mogą wszystkich Rysiów pozabijać. - To też prawda. Pamiętam to jak Marek i Stryj przyszły do nas, a Pieter był wtedy z chłopami i babami zakopywać w kozarze ludzi. Co Niemcy wybiły. Paulina uciekła z oblężenia i wtedy to się stało coś jej. Ona padała na ziemię i się rzucała. A też mówiła : smyrt faszizmu, swoboda narodu. No i dlatego wszyscy się bali tego, że jak ktoś to usłyszy i doniesie to będzie kłopot dla rodziny. Jak ja się bałam o dzieci swoje, że może coś się stać. No i o te co były obce u nas. Chłopaki pokopały dziury w górze, i tam się chowały jak tylko coś gdzieś się działo niedaleko. Boże, ile strachu ja, i roboty przeżyłam. Nieraz o tym myślę. Jak mogłam to sama zrobić, bez pomocy Pietra. On zawsze gdzieś, a ja sama z dziećmi w domu, w polu. I ile jeszcze mnie czeka roboty, oby tylko nic nie bolało. A już koniec mego pisania o tym, jak w tej Bośni moim rodzicom i rodzinie było. Po tylu latach wiele zostało zapomniane, i wiele zniszczone. Tato żył 72 lata, a Mama zmarła mając 90 lat. Kilka dni przed śmiercią mówiła tylko o Bośni. A droga przy moim domu według niej, to droga do Czeleszany. A w niedzielę rano w szpitalu powiedziała mi :- Wero, ja już mogę tylko leżeć, bo całe życie przechodziłam. Nie leżałam. W poniedziałek o 18 siedziałam przy altance w moim ogrodzie. W pobliżu usiadła cukrówka, i trzy razy cukru cukru cukru zagruchała. Coś we mnie aż podskoczyło, i powiedziałam : - Mamo, wreszcie jesteś wolna. Twoje życie było słone od łez. Teraz słodycz cukru Pan Bóg niech Ci da. Za wszystko co zrobiłaś dobrego dla nas i dla innych ludzi. Cukrówka usiadła tuż nad moją głową. Spojrzałam na nią, była spokojna. Oczy niebieskie i piórka siwe na niej, takie jak włosy na głowie mojej mamy. Powiedziałam:- Z Bogiem Mamo. Leć tam gdzie serce twoje zawsze tęskniło. To na Ciebie tam czeka. Cukrówka wzbiła się w górę, i w koło, w koło aż znikła w górze. Nagle w domu usłyszałam telefon. Mietek odebrał i z kimś rozmawiał. Otworzył okno i do mnie zawołał: - Wera, gdzie jesteś ? Kryśka dzwoni. Powiedziałam do Mietka: - Ja wiem że Mama umarła. - Co mówisz ?- Wiem że umarła mama. -A skąd wiesz ?- Bo tu była przed chwilą. I wtedy powiedziałam sama do siebie: - Boże, tylko teraz nie zamykaj te dwa ptaki w jednej klatce. Wystarczy że tu były razem. Koniec. Nowa historia z dawnego życia 3 Leusza to zmielona drobno kukurydza, i przesiana by nie było grubej kaszy i zawsze bierze dwa garnuszki i zalewa gotującą wodą, no i stoi aż woda zniknie. Dodaje dwa jajka, smażoną cebulę, pieprz ziołowy, i paprykę, i mięsa wędzonego drobno pokrojone. I miesza, no i na brytfankę to, i do pieca razem z chlebem. Jak się upiecze to kroi na kwadraty i polewa masłem solonym, z kwaśnym mlekiem. Mama piecze też taki placek z kartofli tartych i dodaje to samo, jak do kukurydzianej Leuszy. Polewa też masłem, albo śmietaną wysmażoną. Przeczytałam i przepisałam kilka kartek z pozostałości mojego pamiętnika. I wiele też sobie przypominam z tamtego czasu, gdybyśmy byli prawie wszyscy w rodzinnym domu. Moja babcia Rozala, taty mama umiała leczyć ludzi ziołami. Suszone zioła, to na herbaty, a zielone świeże tłukła w małym moździeżu z kamienia. I dodawała gęsi smalec, albo łój z krowy i robiła różne mazidła, na liszaje i chrosty, i na oparzenia. Mamie na bolące nogi też robi maść i to pomaga. Babcia Rozala umi wypalać uszy. Robi rurki z wosku i lnianego płótna na wrzecionie, i wsadza do bolącego ucha, no i wypala. To pomaga ludziom też gdy też słabo słyszą. Spala różę, to robi tak: Bierzę pakuły lniane, które ma poświęcone na gromnicy i robi dziewięć malutkich kulek. Czerwone piekące miejsce przykrywa lnianym płótnem i kładzie po trzy kulki razem na to płótno. Modli się do Matki Boskiej która stoi na stoliku, i podpala te kulki. Jak to była róża, to te spalone kulki z dymem lecą aż pod sufit pokoju. I pomaga to, bo mi pomogło. - Babciu, skąd wy wiecie że to róża ?- Tyle w Jugosławii spaliłam róż, że tylko spojrzę to to Babciu tą książeczkę z ziołami, co tu leży na A czy ja wiem skąd ? Przyśnił mi się sen, że muszę wstać i wziąć z progu domutą książkę, i leczyć ludzi. No to wstałam, otworzyłam drzwi i tam była. Umiałam czytać po polsku, to czytałam. Popatrz Werciu, tu są modlitwy i przepisy z ziół, ile trzeba łyżek czego wziąć i wymieszać razem. Albo utrzeć w kamieniu na gładką maść. To tak robiłam i robię. Bo to muszę robić dla naszych ludzi, tak jak tam w tej Jugosławii. Bo ludzie biedni i do lekarzy za co pójdą ? - Kto Babci mógł tą książeczkę dać ?- Kto ? Myślę że to Pan Bóg mi dał. Byłam wtedy bardzo smutna, nie wiedziałam jak żyć. Modliłam się do Pana Boga by mi pomógł, bo dzieci miałam i to jeszcze drobne. Pieter miał osiemnaście, a Józefka siedemnaście, a dziewiąte było w brzuchu. - A jak umarł Franek mój ?- Na tyfus morski. - Babciu morski tyfus ? Bośnia daleko od morza. - A skąd to wiesz ?- Mamy w szkole mapy świata, to wiem że w Jugosławii są duże rzeki, Dunaj i Sawa, Werbas. A morze daleko od Bośni. - Mój Franek jeździł do Ameryki dolary zarabiać. Nie umiał i nie chciał tu w polu robić. - Babciu, tato mówił że chciał też wyjechać z Bośni do Francji. Ale musiał dostać i robić na rodzeństwo, bo wyście ich zostawili z Babcią Ryśką. No i wyjechaliści do Baczki z Winkiem. Babcia pogłaskała mnie po głowie i powiedziała: - Oj wnuczko moja, to było dla mnie wielkim bólem. I wiele łez wylanych, bo miało być dobrze, a wyszło inaczej. Moje dzieci do śmierci mi tego nie wybaczą. A szczególnie Pieter. Wiem o tym i to mnie boli bardzo, ale tak mi los był pisny. Modlę się do Boga, by zmękł im serca i mi przebaczyły. - A ta Matka Boska to jeszcze z kościoła z Milowaca jest ?- Tak z Milowaca. To miała być tu w kościele, ale bukowińce zajęły kościół w Parowiei nie było dla figurki miejsca. Oni swoje poustawiały, a my z Milowaca zostali odrzuceni na bok. To co można było zrobić ? Stoi u mnie. - A dlaczego nie na krzyżówce koło Chrzana ?- Tam postawili centralacy swoją figurkę. Jakby kosciół wybudowali to może by była tam ta z Milowaca. A może nie, bo centralaków jest mniej, ale mają poparcie władz Werciu. Oni tu są górą. - My wiemy. - Pieter na stacji protestował, chciał wieś gdzie jest kościół. - I co ?- Dostał parę pał i dali to Milowacom. Jak za karę bo my chcieli do swoich do Leżańska z mamą jechać. - Babciu szkoda że Prababcia Skrzypek nie widziała swoich stron a była w Polsce. - I to też wola Boga. Urodziła się na wschodzie Polski, a umarła na zachodzie. - Mogła wyjechać do Ameryki. Tato tak mówił, że tam są Babciu wasze siostry. - Mogła, ale chciała do Polski i tu dom wzięła taki drewniany jak tam na wschodzie nie wasze było tylko Prababci Winko, by w Czechach dostał swoje bo on Czech, a tu brali mama. Nic z tego nie rozumię, i nie pytam więcej. Bo i po co mi to ? I zapisałam to tak jak umiałam. Wiosną gdy krowy pasłam za lasem, często rozmawiałam z dziadkiem Juzefem. To jest stryj mojego taty, ale nie spotykają się razem. Tato zły na stryja za dolary, które dał stryjowi za spłatę domu w Milowacu. Ale taka była wola ojca Franciszka, by spłacić braci z tej gospodarki i domu, w którym mieszkała jego rodzina. Ale to było po ich Tato skoro taka była wola umierającego, to o co jesteście źli na stryja ? - No bo nas zostało dużo dzieci, a stryj nie miał dzieci. To powinien zrzec się tej spłaty. A on się upomniał zaraz po pogrzebie, by mu to co jego dać, bo mu to się należy. Ja wiem że on z wami rozmawia i wypytuje o mnie, ale Ja nie chcę go znać. To takie dziwne i nie rozumię taty, litość miał do obcych a rodziny nie lubi. A ja i tak będę ukradkiem zabierać plaszcz z miodem do słoika i nosić dziadkowi, oni mnie lubią a ja ich. To jedyny brat mojego dziadka Franciszka, i tyle mi mówi o Bośni i o dziadku Franciszku. Bo mój dziadek Franciszek do Ameryki aż trzy razy wyjeżdzał, do roboty by się dorobić i wychować dzieci. Umarł i nie widział ostatniego syna bo był w brzuchu u babci Rozali. Taka to historia ich życia w tej Bośni, ciężka i smutna. Na obcej ziemi, nie byli tam szczęśliwi. Do Polski chcieli wrócić, do tej o której śpiewali piosenki. - A jaką pamiętacie dziadku Józefie piosenkę polską, którą tam żeście śpiewali ?- Ja nie śpiewałem, ale Ewa moja to śpiewała i to nieraz. ,,Na podolu biały kamień, podolanka siedzi na nim''.- Dziadku, moja mama też to Tak wiem, Hania ma ładny głos. Nieraz słyszałem w kościele jak śpiewa kolędy po polsku, albo na majówce pod krzyżem. - A dziadku Józefie, tam w Bośni wolno było śpiewać po polsku ?- Jak nie było ich postu to cicho byli Serby i Bośniaki. - A Bośniaki też mają post ?- O żebyś wiedziała Werciu jaki ścisły ten ich post. Z resztą oni nie jedzą wieprzowiny w ogóle, tylko baraninę. A Serby jedzą wszystko, tak jak my. Tylko ich święta nie są z naszymi razem. Oni mają później o kilka dni, a nawet tygodni. I wtedy jest kłopot, bo Polacy szły i zawsze śpiewały kolędy. A echo po górach niosło śpiew, no i dlatego Serby zabroniły. Tylko w domu albo w kościele było wolno śpiewać. - A takie inne latem piosenki wolno było tam śpiewać ?- No pewnie, dziewczyny siadały i śpiewały polskie i serbskie. Tańczyły koło aż spódnice Tak i tato mówił, i zapisałam to już. - A po co ty piszesz Werciu, i co ?- Dziadku Józefie, piszę bo może kiedyś będę mogła to sobie przeczytać i wspomnąć, kto co mówił o tej Jugosławii. - Aha, to i mnie opiszesz w tym zeszycie ? - Tak dziadku. Opiszę wszystko co powiesz o Jugosławii, bo już mam napisane dużo. - A tato nie jest zły, że zeszysty są potrzebne do szkoły, a ty piszesz ?- Tato nie, to mama jest zła i krzyczy. - Ja pamiętam jak mój tato pisał listy do Misji z Bośni, ale nie dostawał odpowiedzi z Polski. Mama moja też była zła na niego że piszę. - A co pradziadek na to mówił ?- Że muszą wiedzieć w Polsce ludzie co robią i jak żyją tu Polacy. - Dziadku, mój tato też tak mówił nieraz o swoim dziadku. - Czy Pieter go pamięta ? Był nieduży gdy mój ojciec umarł. - To skąd wie tato że jego dziadek Walenty sam zrobił sobie krzyż z kamienia ?- No to prawdę mówi Pieter, bo tak było. Tato mój zrobił sobie nawet No to tato nie kłame, mówił że suszone owoce stały w tej trumnie na strychu, i orzechy. - I to prawda Werciu, mama tam trzymała te orzechy. - A daleko dziadku to miasto Jajce, co chodziły Polacy na odpusty ?- No było daleko, ale trzeba było tam iść i pomodlić się by zdrowym być. - A stryj Celestyn mówił kiedyś że ciotka Józefka tam była, by uwolnić się od strachu. - To ja ją tam zawiozłem wozem, bo nie mogła spać. Ciągle się zrywała i mówiła że turek jest w domu, a nikogo nie było. Pomogło jej i nie chciała wracać na Milowac, została na służbie u Niemców. A po wojnie nie wyjechała z nami do Polski, została gdzieś w Zagrebie. Tyle o Józefce wiem. - A pamiętacie dziadku co gotowała wasza mama w Bośni ?- Oj to dużo opowiadać by trzeba było. - No to może chociaż to co żeście lubieli wy jeść. - Tam było dużo fasoli i do tego wody z kapusty kiszonej, by było trochę kwaśne. Cebulę i paprykę smażoną, i to razem wymieszali z oliwą. I to lubiłem jest z A co to poleta ? - To pura z kukurydzy. - Aha. - Werciu idź do domu, bo już ciemno się robi. - A babcia gdzie tak długo dziś jest ?- Ona pojechała do Raciborowic, tam ma rodzinę. - To idę. Jeszcze przyjdę do was. - Przyjdź Werciu. - Z Bogiem Dziadku. - Z Bogiem . Lubię chodzić do Dziadka Józefa, chociaż tato nie pozwala. To go okłamuję że byłam u Łucji, albo u Chrzana. No i tak mi się to udaje, że nie ma tato za co krzyczeć. Ale mama wie że ja tam chodzę już dośc długo. Nieraz daje miodu, albo syropu na kaszel, a jak pieczemy pitę to też zanoszę, bo Babcia nie lubi piec pity. Mama mówi że Dziadek Józef jej pomagał w Bośni jak tato był w wojsku, bo nie mają dzieci. - A dziadek Józef mamo mówił mi, że musiał iść na bagna szukać korzenia nieśmiertelnika dla Ciebie, bo byliście bardzo chorzy. - To jest prawda. Stało się to wtedy, gdy nasza pierworodna córka Michala umarła. To ja ją trzymałam na ręcach i całowałam, i ten ostatni dech mnie owiał. I też bym umarła. - Czy to możliwe mamo ? - Ta było. Wszyscy tak mówili, nawet serbki nasze sąsiadki powiedziały do Dziadka Józefa że musi pojechać tam za górę i na bagnach znaleść tą trawę, i korzeń gotowany mam pić. I to pomogło mi, jestem tu. - To Tato powinien być wdzięczny swojemu stryjkowi że to zrobił jak jego nie było. - Daj spokój, i nawet nie pisz o tym, bo jak przeczyta to będzie się darł że tam chodzić, a ja ci pozwalam. - Dobrze Mamo. Schowam to by nie znalazł tato. I teraz wiem dlaczego Mama lubi Dziadka Józefa, i co nieco daje mi by im zanieść. Nowa historia z dawnego życia 2 Nasza pitaCztery garści mąki pszennejJedna garść cukruJedna miseczka seraDwa jajka do sera i dwa do śmietanyJabłka starkowane na tarceŁyżeczka soli do ciastaSmalec do gorącej wody- Mamo, czy to wystarczy na trzy pity?- Tyle razy Ci pokazuje, ile trzeba, a Ty ciągle pytasz czy wystarczy i po co to piszesz? Rób to ciasto, jak Ci mówię. Rozgarnęłam na środku mąkę i z garnuszka po trochę leję wodę ze solą i smalcem, no i mieszam łyżką, jak ciasto jest lepkie, to czas teraz wyrabiać rękoma, aż będzie gładkie. No i już jest dobre, podziel je na trzy części, na boku zostaw dwie, a to jedno podziel znów na trzy i uważaj, żeby były równe te części. Te dwie odstaw, a to wałkuj na równo i cienko, weź placek na omączone dłonie i powoli nim obracaj. Już jest dobre, jeszcze same krawędzie rozciągnij palcami na Mamo, teraz dobrze jest?- Tak, teraz daj ser na środek placka i rozłóż równiutko, a starkowane jabłka daj na ser i czubatą łyżkę cukru posyp równo, by było słodkie. Teraz załóż na jabłka tą stronę placka, co jest za stolnicą, no i masz zakryte. Powoli z obu stron posuń placek do środka, by się nie zmarszczył i kładź na brytfankę wysmarowaną smalcem. No i tak zrób do końca, patrz by wszystko było jednakowe i słodkie, a ja idę rozpalić w piecu trochę. I tak pierwszy raz sama robię pitę, oby mi się udała taka jak mama robiła. Ona mnie pocieszyła, że fajnie wyglądają te moje pity, bo są równe, pomarszczone i upieczone na rumiano. Polałam osłodzoną i wymieszaną z jajkami śmietaną i dałam do pieca na wysmażenie. Są takie, jakie mama zawsze robiła, czyli miękkie, soczyste, słodkie, no i smaczne. Teraz ja już umiem robić sama pitę, a skąd mama się nauczyła i kto jej to pokazał muszę ją o to Mamo, a kto was nauczył piec i robić pitę?- Byłam u Chorwatki na służbie i to ona pokazała mi, jak ją robić, a byłam wtedy młodsza od Ciebie o A wie mama, czego się najbardziej bałam, jak robiłam te pity?- Czego?- Że porobię dziury w cieście i, że rozerwie mi się, jak będę kłaść na No to obie miałyśmy jednakowe strachy, bo ja też się tego bałam. A to Chorwatka była złośliwa i nie raz od niej dostałam A miała ona swoje dzieci, mamo?- Miała, ale na szkołach w Niemczech były. Jej chłop to Niemiec był, mieli duże gospodarstwo i buchaja trzymali. No i urwał się i go zabudł na śmierć, i została sama. Miała jeszcze starsze kobiety do roboty, które robiły za pieniądze, a ja byłam pilnować gęsi, ale i tak musiałem robić inne roboty w kuchni, myć, zamiatać, skrobać kartofle i słuchać co mówi. Te kobiety szły do domu, a ja byłam tam cały czas cztery A babcia Ewa przychodziła do was, mamo?- Tylko po mąkę, kartofle i się napić, ale nie bywała często, bo ta Chorwatka nie lubiła A nie chcieliście mamo do domu wracać?- Chciałam, ale po co? - A wasi bracia też byli na służbie?- Tak, Wojtka zaprowadziła aż na Werbas. Nie przychodził do domu, nawet na święta i tam się ożenił. Mama brała tylko to, co uzgodniła z tymi ludźmi. Adam też gdzieś był i wrócił do domu. Robił z tatą po ludziach i nie chciał nigdzie więcej być. Miałam siostrę, to ona tylko w domu była, mama ją bardzo To tak, jak tato Kryśkę lubi, wszędzie z nią jeździ. Może nawet jutro na wesele ją weźmie, ona będzie pilnować koni, a on będzie pił. Byłam z Kryśką w kościele, tato jechał na przodzie wesela z muzykantami, dzwonki dzwoniły na koniach tak głośno, że słychać je było daleko, a jak nas mijał wóz, to pomyślałam o weselu mamy. Chyba te dzwonki było słychać daleko po górach, jak ją wiezły na wozie do Milowca z Bakińców na ślub z tatą. A z babcią Ewą nie udało mi się pogadać. Po spotkaniu pierwszy raz z babcią Ewą pomyślałam, że jest podobna do mamy, ale nie lubię pijanych ludzi. Powiedziała do mnie, że jestem jak Hania. Czy jestem podobna do mamy? Babcia pije, bo takie miała życie okropne. Mama nie pije, ale nie widać w oczach radości i też tak jak ona ma okropne życie. A co mnie spotka mój pamiętniku, czy los da mi to, co będę chcieć? Dziś po latach przepisując ze skrawków pozostałych z mojego pamiętnika wróciły do mnie wspomnienia z tamtego okresu mego życia. Do dziś pamiętam to jedzenie z domu, jakie było inne niż teraz jest, ale lubię powracać do tamtych czasów. Zupa, którą uwielbiał mój tato, to zupa z Milowca. Jego babcia taką gotowała z surowych babci RyśkiKilka surowych grzybów podsmażyć na patelni z cebuląKartofle na zupę ugotować z ciastem rwanym palcamiDodać grzyby i śmietanęPosolić i dodać mielonej papryki- Tato, czy tam w lasach były grzyby takie, jak tu?- Były, ale lasy należały do kogoś, a nikt nie lubi, by mu chodzić po jego. A państwowe były daleko od No i już wiem. Grzybów mało, ludzi dużo, to dlatego taka zupa, ale serMiska sera i soli tyle, aby było słoneDobrze wymieszać i ubić w glinianym garczku rękąPrzykryć zwilżoną, lnianą szmatką w osolonej serwatcePrzygnieść deseczką i kamieniemI robić tak, aż garnek będzie pełnyNa koniec zalać osoloną serwatką i odstawić do piwnicy Z tego sera mama robi nam pierogi z kartoflami, kluski i z sera i kartofliSer kiszonyKartofle tarkowane na grubych oczkach Pieprz ziołowy i paprykaCebula smażona na smalcuCiasto, jak na pitęTarkowane kartofle nie solić, ale odcisnąć nadmiar sokuDodać rozbełtane jajko i rozłożyć na cieniutki placekPosypać kwaśnym serem, pieprzem i paprykąPolać cebulą ze smalcem Zmarszczyć ciasto z nadzieniem i do piecaPiec, aż będzie rumianeGorące ciasto cieniutko posmarować śmietaną W zimie nie było śmietany, to mama przyniosła z piwnicy solony dziudziek z mleka i tym pitę smarowała po wierzchu, ale wtedy nie soliła ciasta na dziudziekMleko ugotować i odstawić do wystygnięcia, aż na mleku zasuszy się dziudziek Nożem od kraju garczka podwinąć dziudziek do góryPosolić troszkę i tak zwijać aż do końcaWyjąć dziudziek łyżką z dziurkami na talerz, wyrównać go i dobrze posolićUkładać tak go codziennie w garczku, aż się napełniKiedy garnek będzie pełny polać stopionym, solonym masłem Przykryć zwilżoną w przegotowanej, słonej wodzie szmatkąPrzycisnąć wszystko deseczką i przygnieść kamieniem Takim rarytasem w zimie, kiedy nie ma mleka i śmietany, mama tym okrusza barszcz biały, pitę z kartofli i gotowaną kaszę kukurydzianą. Jest słone, ale smaczne. Mama nauczyła się to robić u Chorwatki, gdzie była na służbie przez cztery lata. Jest nas dużo w domu, to i dużo zapasów robimy. Czyli suszone jabłka i gruszki na zupę owocową z kluskami. Kisimy siekaną kapustę razem z jabłkami i papryką lutką. Też kisimy główki kapusty na gołąbki, ale te są zalewane osoloną wodą. - Mamo, ile trzeba soli do tej wody dać, by nie zepsuła się kapusta?- Na sto kilo kapusty trzeba dwa kilo soli i do siekanej też tyle samo. Do beczki z główkami wchodzi trzy wiadra wody, to te dwa kilo trzeba rozpuścić w tej wodzie i zalać kapustę. No i też przycisnąć deskami i A tam w Bośni to też kapusta rosła?- No pewnie, były duże głowy, to trzeba było poprzecinać na połowę, by sól doszła do środka. Jak gotowałam groch z kapustą, to wyjęłam połówkę i duże liście zostawiłam na beczce na gołąbki, a resztę kroiłam na To nie szatkowałyście kapusty?- A czym? Nie było skąd tego wziąć, a Serby tylko całe główki A Bośniaki?- Bośniaki to zamknięci w sobie ludzie. Tam Polacy nie chodzili i oni nas omijali z daleka. Ich wiara zabraniała do katolików się zbliżać. Jest zimna jesień i pada deszcz. Byłam w szkole, ale pani kazała mi iść do domu, bo miałam gorączkę. Wczoraj siulki kukurydzy żeśmy obrywali i zmarzłam w nogi. Coś mnie chrapi w piersiach i mam kaszel, oby to nie był koklusz. Już raz byłam na to chora i mało żem się nie udusiła. Mama mi posmarowała piersi i plecy smalcem gęsim i położyła mokry papier z rakiji, który miał mnie rozgrzać. Wypiłam też łyżkę syropu ze świerka, mama robi go sama. Na wiosnę chłopaki nazrywały ze świerka młodziutkich czubeczków i stało to z miodem długo na oknie, aż się zrobił syrop. Dodała rakiji, by się nie popsuło i przecedzone przez lniane płótno stoi w piwnicy w butelkach. Jest dobre i pomaga na kaszel. - A co mamo dawaliście chorym dzieciom w Jugosławii, jak miały kaszel?- Taki sam syrop robiłam i też z malin herbatę gotowałam. A tutaj malin nie Są maliny za Kowalczykiem mamo, byliśmy tam na jagodach. Nasz Szczepan tam żywicę zbiera. - Maliny w sosnowym lesie nie rosną Wero, to chyba Tam jest spalona leśniczówka i nikt tam nie chodzi, bo tam dziewczyna straszy Jaka dziewczyna, co ty wymyślasz?- Straszy mamo, w południe chodzi drogą i płacze, jest tam droga obsadzona A może ona jest żywa i nikt jej nie pyta kim jest?- To duch jest. Swak Prokopowicz zrywał tam maliny i ona się zjawiła tam blisko niego. Kiedy zobaczył jej twarz i puste oczy, to mróz go przeleciał i gęsiej skórki dostał. Później tak szybko rowerem jechał, że pomylił drogi i wyjechał koło Marka No to jak tak mówisz, to musi być duch, skoro Kazimierza wystraszył. Może przyjdą na peruszanie kukurydzy, to się spytacie Swaka, jak to było. Obyś szybko wyzdrowiała, bo zagadasz wszystkich tymi pytaniami. I po co piszesz te swoje bazgroły? Pani powiedziała, że robisz straszne błędy w zeszycie z polskiego, bo przekręcasz wyrazy i nie piszesz tak ładnie, jak inne dziewczynki. - A pani powiedziała, że muszę dużo pisać, by się poprawić. - Nie mówiła i chyba nawet nie wie, że Ty piszesz ten swój pamiętnik i braknie w nim kartek Wie i dała mi ołówek kopiowy, by to co napiszę prędko nie znikło. - Ale nie czytała tego, co piszesz o nas i o Jugosławii. - Nie, bo to mój Tato pojechał z Krysią do Weglińca z jabłkami i miodem od kolejarza kupić motor do To nie będziemy mamo chodzić do Madziarza mielić Nie, tato nam namieli, a ja upiekę luszę na niedzielę. Nowa historia z dawnego życia 1 „Życie pełne wspomnień” Nadszedł czas wspomnień, miałam to tylko zostawić na pamiątkę o przeszłym życiu rodziców dla moich dzieci i wnucząt. Jednak Ula coś takiego mi powiedziała w Bolesławicach na feście bałkańskiej, że znów zaczęłam przeglądać swoje zapiski z lat dziecięcych. No i zdecydowałam się na pokazanie tego światu. Moja mama urodziła się we wsi Bakińce, która była położona kilka kilometrów od Milowaca. Tato mamy nazywał się Szymek Cieśla, który naprawdę był cieślą i zajmował się stawianiem drewnianych Mamo, czy te domy były ciepłe? - No, to tyko belki były postawione na wegłach, a resztę gliną ze słomą się Co?! To nie murowali z cegły te domy?- To się deptało glinę nogami, a w dole lało wodę i dawało ciętą słomę, no i Czy wy też tak tą swoją kucię lepili mamo?- A co ty myślisz, że od czego mnie teraz nogi bolą? Była jesień, a ja deptałam glinę w dole, nogi całe oblepione do kolan i takie ociężałe, ale co miałam robić, chciałam mieć swoją kucię, by nie słuchać babci Pietra. - A gdzie był tato?- Ledwie my wzięli ślub, a Pieter kupił pole od Serba na Jurkowicy. No i zaraz dostał wezwanie do wojska, aż do Beogradu . To ja i mój tato dom stawiali, by mieć gdzie żyć przez zimę. Jak to ludzie mówią, dostałam się z deszczu pod A długo tato był we wojsku? - Wrócił na gotowe, pole wykarczowane i dom postawiony. Tylko córki nie widział, bo umarła .- Dlaczego mamo?- Krowa się goniła i mnie Nie było nikogo, co by wam pomagał?- A kto? Każdemu było tam ciężko, brak pieniędzy by płacić, a wasza mama Ewa nie chciała pomagać. Moja mama też miała życie okropne od dziecka , bo jej ojciec zginął na wycinaniu lasu u Turka, mama umarła po porodzie, a babcia żyła z ojczymem, no i wychowywali moją mamę Ewę sami. Kiedy płakała, to dawali jej pić wina słodkiego, by nie płakała, no i nauczyli ją pić. Nie chciała jeść, dopóki nie dostała trochę wina i do dziś tak pije, jest całe życie więcej piana niż trzeźwa. - No to nieszczęśliwe życie mieli twoi rodzice, A kto był w tamtych czasach był szczęśliwy? Żyło się aby A skąd do Bośni przyjechali?- Moi pradziadkowie przyszli z Litwy, a taty dziadek z rodziną przyszedł z Mamo, to ja mam pokręcone O czym ty mówisz Wero? Jesteś Mamo, wasza rodzina z Litwy i Białorusi, a taty z Ukrainy i Leżańska, no to jak nie pokręcone to pochodzenie?- Tylko wszyscy razem to Polacy, bo znali język polski. To i ty jesteś Polką, no i koniec, nie pyskuj więcej, bo mnie wkurzasz No i tak wiem, że my nie Jugole, tylko Polacy, którzy przeszli sporo drogi, by wrócić tu do ziem odzyskanych. Mój czas jak zegarek ciągle się zmienia, dziś moja mama powiedziała, że muszę się nauczyć robić pitę taką dobrą, by pochwalić mogła mnie jutro, bo przyjedzie babcia Ewa z Borówek. - Mamo, z kim babcia tu przyjedzie ?- Ciotka Weronika ze Swakiem wozem przyjadą do babci Rozalii, to ją Mamo zostanie na trochę dłużej ?- Nie, po co? Pieter jej nie A kogo tato lubi, mamo? - Tato żyje w swoim świecie i cięgle mówi jak tam było w tej Bośni, tu nic go nie cieszy ani nie obchodzi. Jutro będzie babcia Ewa, a tato jedzie wesele wieźć, no i co go obchodzi babcia? Lepiej, że go nie będzie, to bynajmniej pogadamy spokojnie i dowiem się jak żyją i co kupili za pieniądze, za ziemię, co ją sprzedali Mamo, Anek ma motor?- Ma, ma, a pieniądze pójdą prędko, bo nigdy ich moja mama nie mogła mieć i znów bieda, a ziemia by coś zawsze urodziła. - Antek pracuje to dobrze będzie im, mamo. A kiedy robimy tą pitę?- Najpierw chleb upieczemy, potem pita. - Mamo, może ja to ciasto na chleb wymieszę?- Dobrze, A tato mówił mamie, jak nogami ciasto mieszałam, jak byliście w szpitalu i nam się udał. Był Jak to nogami, nie było komu to robić rękoma?- Nikogo mamo nie było, a tatowi oblepiały się ręce ciastem i go skubało, bo miał kłaki duże na Nie wiedziałem o tym ile wyśta wycierpieli, gdy ja tam leżałam. - Ale jesteście zdrowi mamo, a ja musiałam to robić, bo nie było nikogo To tak, jak ja na Bakińcach. Od małego szłam gęsi paść za jedzenie, bo nie było co jeść. O boże, ile ja się narobiłam po ludziach! Latem w polu kopać, a w zimę pióra skubać i wełnę prząść. Ciągle myślałam, że kiedyś się wydostanę do lepszego życia. A niech to pierun strzeli! Nic nie było tak jak myślałam, nawet nie wyszłam za tego, co go kochałam. Zapowiedzi wyszły, zostały tylko łzy i Dlaczego, mamo?- Wszystko przez moją mamę. Nie zgodziła się na ślub bez zapisu ziemi, a Władka ojciec powiedział, że po jego śmierci się podzielą ziemią jego syny. - To wy, mamo z No tak jakoś wyszło. W kościele w Milowcu wyszły moje zapowiedzi i w tym samym czasie też Pietra z dziewczyną zza Sawy. Ani mojego, ani Pietra nie było ślubu! A moja matka gdzies Pietra spotkała w kawanie i się dogadali za moimi plecami. - Jak to mamo, to wy go nie znali?- Widywałam go w kościele w Milowcu, bo w Bakińce go nie A to historia, muszę to zapisać. - A pisz co chcesz, ale szkoda papieru i atramentu, bo tego nikt więcej oprócz Ciebie czytał nie będzie. - Mamo, może to napiszę i będę mieć na starość co czytać. - A czy papier tyle wytrzyma, nie zbutwieje Wero?- No nie wiem, ale słyszałam w szkole, że są stare księgi pisane dawno i mają nawet pięćset lat a to ni wytrzyma nawet pięćdziesiąt lat. Tylko czy ja tyle dożyję?- Ciasto z brytfanek już wyłazi, czas do pieca nieść. No i w ten sposób dowiedziałam się trochę o życiu mamy, ale teraz czas coś robić, bo jutro jest niedziela. Może popytam babcię Ewę co tam oni pamiętają z tej Bośni, bo to takie Chleb w piecu, no to przynieś te papierówki, cośta wczoraj natelepały po drodze u Brzuszka. Chyba wszystkie żeśta nie zjadły!?- Mówiła mama o picie, to my zostawiły. Są na sianie w Tato mówił, że Brzuszek był zły, bo jechał pod gałęziami i oberwaliśta mu jabłka. - Mamo, papierówka rośnie w samym płocie, a gałęzie są nad drogą, to czy wszystkie jabłka są Brzuszka?- Ale tyle was było na wozie, to jabłka wszystkie żeśta Mamo, one same obleciały na siano. Papierówki już obrane, mąka przesiana, smalec na patelni roztopiony, woda ciepła, no i sól, a ser rozgnieciony w misce z jajkami i śmietaną. Czy to już wszystko?- A cukier gdzie masz? Tyle to za mało, na trzy pity trzeba z pół kilo Nie ma Pozbieraj jajka i leć do sklepu, sprzedasz i kupisz cukier oraz kawę Mamo, a jak dobrzynki nie będzie to co wziąć?- No to może turek będzie?- A może babcia lubi prawdziwą, mamo?- Ona lubi tylko wino i to A wino mamy w piwnicy z jeżyn, schowałam za słoiki, więc chyba chłopaki nie A co pili wczoraj za stodołą, jak siano zwalali, Wero? To Twoje Krysia im wyniosła po cichu, bo wiedziała, że tam jest i dlatego oni byli tacy Ale Ty nie musiałaś tam być, Szczepan i Franio szybko A ja krowy Idź sprzedaj te jajka, jak Ci to wystarczy to kup jeszcze najtańsze wino, miodu dodam i będzie słodkie, tylko żeby tato nie widział, bo będzie się znów darł na mnie. I takie to takie życie w tym domu, trzeba robić i milczeć, a tato nic nie robi, bo nie ma sił, ale krzyczy i przeklina po serbsku, że słuchać nie można. Nie ma lekko. Matka-artystka i niepokorna córka. To nie może być prosta historia. Obie uparte i bardzo zdeterminowane. I tak bardzo podobne! Trudna matka, trudna córka? Maryla Rodowicz: Kasia mieszka w Krakowie. Nie widujemy się więc codziennie. I może dlatego jest łatwiej. Katarzyna Jasińska: Proporcjonalnie do odległości. Maryla Rodowicz: Ale widujemy się, zwłaszcza na święta, to Kasia piecze dla nas ciasta, a ja mam tylko nadzieję, że połowa jej nie wyjdzie. Katarzyna Jasińska: Lecz jak na złość wszystkie są doskonałe (śmiech). W tym domu gotuje się jak dla wojska, sześć osób przy stole, więc musi być co najmniej sześć ciast. Maryla Rodowicz: Ostatnio sernik został pochłonięty jeszcze przed świętami. Nie martwiłabym się tym talentem. W zasięgu ręki masz drugi zawód. Maryla Rodowicz: Wszyscy mnie namawiają, żebym została cukiernikiem. Maryla Rodowicz: Tak, bo Kasia piecze codziennie, i to bardzo skomplikowane wyroby. Kiedy twój brat Jasiek będzie otwierał w sierpniu kawiarnię i bar w Krakowie, będziesz dostarczać im swoje ciasta. Katarzyna Jasińska: Razem z kubkami: "Wszystko z kocią sierścią smakuje lepiej". Mam taki kubek. A masz kota? Katarzyna Jasińska: Trzy. Maryla Rodowicz: Kiedy moja mama zapytała, ile Kasia ma kotów, bo nigdy nie pamięta i powiedziałam, że trzy, tylko machnęła ręką, co miało znaczyć: No tak, stara panna. To staroświeckie określenie. Nie przejmujcie się. Chciałabym porozmawiać o dojrzewaniu do bycia matką i do bycia córką – to temat zawsze aktualny. Katarzyna Jasińska: To nas nie dotyczy, wszystko jeszcze przed nami. Ale mama wiele z Tobą przeszła? Katarzyna Jasińska: Tak jak ja z mamą. Maryla Rodowicz: No wiesz?! Co ty ze mną przeszłaś? Ja taka tolerancyjna... Katarzyna Jasińska: Nie rozmawiajmy w ten sposób, bo to się źle skończy. Maryla Rodowicz: No coś ty! Może przypomnieć ci kilka faktów? Na przykład pojechaliśmy do Dubaju. Uparłaś się, że zaliczysz kurs nurkowania na jakimś basenie, do którego trzeba było dojechać taksówką. Katarzyna Jasińska: Było zupełnie inaczej. Najpierw odbywało się to w basenie u nas w hotelu. Dopiero potem na zajęcia teoretyczne jeździłam do centrum Dubaju, stamtąd zawozili nas do portu i nurkowaliśmy z łodzi w morzu. Maryla Rodowicz: Czternastoletnia dziewczyna, blondynka, codziennie wsiada z Arabem do taksówki i jeździ do miasta. Oczywiście, że się buntowałam. Ale i dla Kasi nie ma czegoś takiego jak zakazy. Kiedy powie: "jadę" lub "idę", to jedzie lub idzie. Kiedy jeździła do Buffo w Warszawie, bo była fanką teatru, codziennie korzystała z taksówki tam i z powrotem. A wracała późno. Katarzyna Jasińska: Nie miałam wyznaczonej godziny powrotu. Mówiłam na przykład, że wrócę rano. Chociaż ty żądałaś: "Wróć o dziesiątej". Maryla Rodowicz: A co ty tam robiłaś pod tym teatrem? Przypalałaś marihuanę? Katarzyna Jasińska: Bez przesady, nie narkotyzowałam się tak, jak całe moje pokolenie, a marihuany nie przypalam, bo mi szkodzi. Niestety. Maryla Rodowicz: Naprawdę? A miałaś ją w kieszeni. Katarzyna Jasińska: Sprawdzałaś mi kieszenie? No wiesz! Muszę wziąć Kasię w obronę. Nie była taka zła, skoro nie popadła w żaden nałóg? Maryla Rodowicz: Nie mówię, że była zła, tylko trudna. Opuszczała lekcje albo szła na angielski i nigdy tam nie docierała, tylko spotykała się z klubem motocyklowym. Co cię w nich pociągało? Katarzyna Jasińska: Miałam swoich kumpli, braci, moją rodzinę. I też jeździłam na motorze. Maryla Rodowicz: Jakiś motor przyprowadziłaś do domu, WFM-kę chyba? Katarzyna Jasińska: Najpierw miałam WSK-ę, a potem MZ-tkę. Maryla Rodowicz: Zaczęła je rozbierać i składać. I w dodatku nie miała prawa jazdy. Katarzyna Jasińska: Ale szkołę zaliczałam, na szczęście nie przeszkadzała mi się rozwijać. Maryla Rodowicz: I równolegle zaczęłaś się fascynować końmi na wakacjach, u ojca na Mazurach. Mnie zaniepokoiła Kasi historia internetowa. Maryla Rodowicz: To było rok przed maturą. Kasia popadła w nałóg i romans internetowy. Rano nie chciała iść do szkoły, mówiła, że boli ją głowa. Pomyślałam: Dlaczego? W końcu weszłam o czwartej nad ranem do jej pokoju, a tam otwarty komputer, a ona klika w najlepsze. Zabrałam kabel. A następnej nocy ona zabrała klatkę z białym królikiem i pojechała pociągiem do Wrocławia. Nigdy w życiu tego chłopaka wcześniej nie widziała ani w życiu nie była we Wrocławiu. Na miejscu okazało się, że on w domu razem z ojcem reperuje telewizory. Nie zakochałaś się w tym chłopaku? Katarzyna Jasińska: Wydawał mi się całkiem w porządku. Maryla Rodowicz: Siedziałaś tam dwa miesiące, sama przez cały dzień, bo on naprawiał te telewizory. Katarzyna Jasińska: Czy musimy wchodzić w takie szczegóły? Maryla Rodowicz: W końcu powiedziałaś ojcu, gdzie jesteś. Pojechaliśmy więc z Krzysztofem do Wrocławia, zgodziłaś się zamieszkać z ojcem w Krakowie. Do mnie już nie wróciłaś. Ojciec znalazł dla niej szkołę, gdzie bardzo dobrze zdała maturę, na same szóstki. A potem złożyła papiery na Uniwersytet Jagielloński, gdzie przyjęli ją bez egzaminu, i zdała egzamin wstępny na Akademię Rolniczą z drugą lokatą. Katarzyna Jasińska: Mama chciała, żebym studiowała w akademii sztuk pięknych. Maryla Rodowicz: Bo masz talent plastyczny, a zaczęłaś studiować hodowlę zwierząt. Ale chyba się zraziłaś, bo tam za dużo było o gatunkach gleby i nawożeniu i trzeba była projektować kurniki. Katarzyna Jasińska: Zraził mnie po prostu niski poziom wykładowców. Bardzo chętnie zobaczę, jak to wydrukujecie. Teraz czeka mnie nowa przygoda ze szkolnictwem wyższym. Zaproponowano mi pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Będę prowadziła zajęcia dla studentów czwartego i piątego roku psychologii, zrobię wszystko, by moi studenci nie czuli się tak, jak ja kiedyś. Maryla Rodowicz: Kasia ma dużą wiedzę w wielu dziedzinach. Ja na przykład podziwiam ją za to, co wie o życiu zwierząt podwodnych. Zwłaszcza o węgorzach. Katarzyna Jasińska: Bo węgorze akurat mnie interesują, a kiedy coś mnie interesuje, zagłębiam się w temat. Ale kiedy mnie nie interesuje, nie czytam o tym wcale. Dlatego od 15 lat nie oglądam telewizji. Bez telewizji jest na pewno spokojniej. Katarzyna Jasińska: Jest bardzo dobrze. Nie jestem w stanie usiedzieć długo u mamy, gdzie telewizor jest włączony przez cały dzień, a centrum domu to kanapa i odbiornik. Oglądają wszystkie turnieje tenisowe i rozmowy polityczne. To nie do z niesienia. U mnie centralnym punktem domu jest kuchnia, kiedy ktoś przychodzi, gadamy w kuchni, ja piekę ciasta, a koty siedzą na kolanach. Maryla Rodowicz: A ja lubię polityczne rozmowy. Katarzyna Jasińska: Dla mnie to sami oszuści. Wybaczcie, ale moim zdaniem jesteście bardzo do siebie podobne. Żadna drugiej nie ustąpi. Maryla Rodowicz: Jest jeszcze babcia, moja mama. Katarzyna Jasińska: Też do nas bardzo podobna. Mój brat Jasiek mówi o nas, że jesteśmy identyczne, tylko że babcia jest demonem, mama trochę mniejszym demonem, a ja przy nich wychodzę na świętą. Maryla Rodowicz: Akurat! Katarzyna Jasińska: Z pokolenia na pokolenie ta moc słabnie. Marylo, nie pamiętam, żebyś Ty była tak zbuntowana jak Kasia. Maryla Rodowicz: Aż tak to nie. Moja babcia, czyli mama mojej mamy, mogłaby ci o mnie opowiedzieć, gdyby żyła. To ona się mną zajmowała, bo mama pracowała. Kiedyś chodziło się do pracy na siódmą rano. Mama była dekoratorem wystaw sklepowych, po pracy śpiewała w chórze PSS (Powszechna Spółdzielnia Spożywców), a w domu do nocy malowała ręcznie pocztówki świąteczne. Katarzyna Jasińska: A niektórzy dzisiaj chodzą do pracy na czwartą rano, jak ja. Latem, kiedy jest gorąco, o ósmej muszę już mieć konie nakarmione, wyczyszczone, oporządzone. Maryla Rodowicz: Rok temu, kiedy pracowałaś w stajni na wsi w Szwajcarii, musiałaś wstawiać codziennie o piątej rano. Żeby wyrzucić gnój spod tych koni, wywieźć go taczką, potem podłożyć świeże siano. Napoić, nakarmić. I na każdym koniu jeździć godzinę. Katarzyna Jasińska: A było ich siedem, a zimą jeszcze dodatkowo młodzież do zajeżdżenia – razem 14. Cały dzień z głowy. Maryla Rodowicz: Po roku takiej pracy wyrobiłaś sobie niesamowite mięśnie. Katarzyna Jasińska: Myję zęby przed lustrem i patrzę, a na szyi mam straszną gulę, jakby mnie coś ugryzło. Podnoszę drugą rękę – tak samo. Zrobiło mi się karczycho jak u Haldkorowego Koksa. Chyba zaimponowałaś tym swojej mamie? Maryla Rodowicz: Zaimponowała, ale denerwowałam się, że nie dostaje pensji, siedzi w Szwajcarii, pracuje jak wyrobnica, a ja muszę ją utrzymywać. Kasia twierdzi, że dużo skorzystała, bo ten Szwajcar jest świetnym fachowcem, to najlepszy instruktor naturalnej metody pracy z końmi w Europie. Katarzyna Jasińska: Byłam u niego na terminie po prostu. Maryla Rodowicz: Jak chłopiec u szewca. Emil Sajfutdinow, który pod koniec sierpnia 2013 roku uczestniczył w groźnym wypadku na „Motoarenie”, doznając kontuzji łokcia i kolana, po raz pierwszy od tego czasu wsiadł na na crossówce odbył się we wtorek w St. Petersburgu przy temperaturze minus 16 stopni Jestem bardzo zadowolony z tego treningu. Oczywiście na początku było trochę sztywno, ale później już wszystko było OK. Najważniejsze, że podczas jazdy nic mi nie dolega i mogę się świetnie bawić. Następny trening już w środę - napisał żużlowiec Unibaksu na swoim profilu na facebooku. - Przy okazji dziękuję wszystkim lekarzom i rehabilitantom za doprowadzenie mnie do pełnej sprawności w tak krótkim czasie. Bez waszego zaangażowania pewnie byłoby mi ciężej - zakończył Emil.

moja babcia jeździ w stajni na motorze